Zamiast wstępu…

 

Dla kogo ten blog?

Zapewne się zastanawiasz, po jaką cholerę kolejny blog, na dodatek o modzie, na co wskazywałby podtytuł. Otóż nie będzie to „kolejny blog o modzie”. Jeżeli, dajmy na to, jesteś osobą, dla której estetycznym przeżyciem jest raczenie się dobrą kawą (nie rozpuszczalną) z modernistycznej filiżanki wygrzebanej na starociach; jeśli potrafisz podejść na ulicy do obcej osoby, żeby powiedzieć jej, że ma świetny styl; jeżeli dzień spędzony w podróży, na wystawie w muzeum lub na koncercie sprawia Ci więcej frajdy, niż rytualny „clubbing-bo-należy- wyjść-wieczorem”; skoro nadal wolisz papierową książkę, a niekoniecznie pilota od telewizora lub wiedzę czerpaną z Wikipedii – to właśnie dla Ciebie jest ten blog. Bo moda, niczym doskonale dopasowany klocek w puzzlach, jest jednym z wielu fragmentów barwnej i jakże fascynującej układanki, którą stanowi kultura. Jeżeli postrzegasz ją w ten sposób, czytaj dalej i odwiedzaj to miejsce. W zasadzie już wiesz, o czym będzie ten blog. Moda, styl, sztuka i wiele innych obszarów kultury będzie się tutaj ze sobą spotykać i mieszać. Gwarantuję, że nudno nie będzie. Sięgniemy do przeszłości i wybiegniemy w przyszłość, bez nich nie ma bowiem tego, co pomiędzy. Nie zawsze będzie poważnie, ta dziedzina nie jest na szczęście skazana na powagę. Humor pozwala oswajać rzeczywistość i jest obecny w każdym aspekcie sztuki, w modzie również, a może w szczególności. Piękno tkwi niekiedy w drobiazgach i nie ogranicza się tylko do kultury wysokiej. Będzie co czytać i co oglądać.

Skąd „Fioletowy Karp”?

Geneza tytułu jest dosyć zabawna i sięga wstecz, do mojego dzieciństwa. Zdradzę, że moim pierwszym ulubionym kolorem był (w zasadzie pozostał) kolor fioletowy. Do tego stopnia, że pewnego razu oznajmiłam, że wszystkie kredki powinny być tej barwy. Z uporem maniaka rysowałam fioletową choinkę z fioletowymi bombkami. Każda pluszowa zabawka w kolorze fioletowym wywoływała mój szczery entuzjazm. Tu wkracza postać mojej przyszywanej Ciotki Jagody, artystki (moi Rodzice mieli w swoim otoczeniu zgraną paczkę fantastycznych ludzi związanych ze sztuką). Ciotka Jagoda była pierwszą trendsetterką z prawdziwego zdarzenia, jaką dane mi było znać. Poza moją Mamą, oczywiście. Miała świetny gust. Z zagranicznych podróży przywoziła piękne przedmioty, które w ówczesnej szarej, gierkowskiej rzeczywistości rozbłyskiwały niczym małe barwne supernowe. Nawet drobiazgi – ulotki z wystaw z kopenhaskiego Bella Center, śmieszna broszka w kształcie precla, naszyjnik – ogryzek jabłka, plakaty w stylu retro – przyprawiały mnie o zawrót głowy. Ale wszystko przebił lakierowany, niewiarygodnie fioletowy płaszcz, w którym pojawiła się pewnego razu, nieco spóźniona, na imprezie u znajomych. Zareagowałam spontanicznie, jak to pięciolatka: – Jaki piękny fioletowy karp! Dziecięca wyobraźnia w nazywaniu rzeczy wykracza poza ramy standardowego myślenia. Niech się schowają dadaiści. Tu muszę nadmienić, że Ciotka Jagoda ma się dobrze, nadal ma styl i na niej spoczywa w dużej mierze odpowiedzialność, jeśli chodzi o moją decyzję, by podążać ścieżką mody. Za co jestem Jej szczerze wdzięczna.

Recent Posts